Moje gotowanie w Dzień Dobry TVN

Moje gotowanie w Dzień Dobry TVN

Czas mija ostatnio niezwykle szybko i nawet nie zauważyłam, kiedy minął kolejny tydzień. A przecież tyle mam Wam do opowiedzenia. Tyle potraw ugotowanych i sfotografowanych, które czekają żeby się pojawić na blogu, a tutaj ciągle tryliard innych obowiązków.

Teraz kiedy upał zatrzymał jakiekolwiek życie, ja znalazłam w końcu czas, żeby zdmuchnąć kurz z tego co delikatnie zaniedbałam, a przy okazji też trochę się pochwalić.

Nie raz i nie dwa wspominałam tutaj, że to moje palnikowe królestwo bierze udział w konkursie na Kulinarny Blog Roku, organizowany na portalu kulinarni.pl. Ku mojemu zaskoczeniu niektóre przepisy radziły tam sobie bardzo dobrze i tak greckie kofty wygrały etap tygodniowy, następnie miesięczny i zakwalifikowały się do „bitwy” kwartalnej.

Początkowa radość szybko ustąpiła miejsca lekkiemu poddenerwowaniu kiedy okazało się, że poza sprzętem do kuchni (który jak wiadomo zawsze chętnie przygarniam) nagrodą będzie występ w Dzień Dobry TVN. Zdenerwowanie rosło wraz z rosnącymi słupkami, a sięgnęło zenitu w dniu ogłoszenia wyników.

Gdzie tam jak do telewizji? I to jeszcze śniadaniowej, skoro jako nocny marek poranki zaczynam w okolicach 11? Ale M. i D. zagrozili strajkiem głodowym – trzeba jechać, w końcu gra toczy się o dwa niewinne istnienia.

Co się okazało strach jak zwykle miał wielkie oczy. Chociaż próg studia przekroczyłam mocno zdenerwowana, wszyscy obecni na planie zadbali o to, żebym jak najszybciej wyluzowała. I tak też się stało. Kiedy wkroczyłam na znane wody i znalazłam się w kuchni wszystko działo się samo. Tylko czemu nie wybiłam sobie z głowy założenia szpilek? Chociaż wytrzymałam. Więc sukces.

Gotowania było sporo, bo postawiłam na dosyć szerokie menu. Zaczynamy od zupy krem z selera, potem przekąszamy tosty z kawiorem z bakłażanów, następnie wcinamy przyczynę całego zamieszania czyli kofty z dwoma dipami – miętowym i ziołowym i zostawiamy sobie jeszcze miejsce na deser czyli chłodnik czereśniowy.

Ekipa i goście nakarmieni, więc też sukces.

Chociaż miałam mnóstwo wątpliwości i brakowało mi wiary w siebie ostatecznie nie żałuję nawet chwilki z wyjazdu do stolicy. Nagle okazuje się, że nowe i straszne  rzeczy mogą okazać się fantastycznymi przeżyciami, które będzie chciało się jak najszybciej powtórzyć.

Przepisy na wszystkie potrawy razem ze zdjęciami, pojawią się wkrótce na blogu, a jeśli ktoś jest niecierpliwy wszystkie znajdzie w TYM LINKU. Przy okazji będzie mógł też dogrzebać się tam do filmików z moim udziałem :)

Koniec. Bo przedłużam. Wracam niedługo, z chłodnikami, zupami i sałatkami



KOMENTARZE