Tajskie curry hunglay

Tak było w przypadku pasty hunglay. Jak się dowiedziałam pochodzi z północy Tajlandii, ale jest przykładem mieszania się wpływów róznych kultur. Wyróżnia go też z pewnością to, że tradycyjnie nie używa się w nim mleczka kokosowego, które nieodzownie kojarzy mi się ze wszystkimi curry. Jeśli nie znajdziecie pasty hunglay, lub macie ochotę się trochę pobawić, dołączam też przepis na nią. Wypróbujcie koniecznie!
Potrzebujemy:
Pasta hunglay:
- 3-4 szalotki
- 2 ząbki czosnku
- pół łyżeczki kuminu
- pół łyżeczki cynamonu
- pół łyżeczki ziaren kolendry
- pół łyżeczki kurkumy
- 1 łyżka zmielonej trawy cytrynowej (lub 1- 2 łodygi świeżej)
- 3-4 czerwone chilli bez pestek (zależy jak ostre dania lubicie, możecie dodać więcej)
- pół łyżeczki soli morskiej
- łyżka pasty z krewetek
Ponad to:
- 2-3 łyżki pasty hunglay
- 500 g wieprzowiny (po 250 g polędwicy i łopatki)
- 2 łyżki sosu sojowego
- 400 ml bulionu warzywnego lub wody
- ok.2 cm świeżego, startego imbiru
- pół łyżki sosu rybnego
- sok z połówki limonki
- 2 łyżeczki curry
Przygotowanie pasty jest niezwykle proste, chociaż wymaga trochę siły i cierpliwości lub sprawnego robota kuchennego. Szalotki, czosnek, chilli i trawę cytrynową (jeśli używamy świeżej) musimy drobno posiekać. Następnie w moździerzu rozgniatamy wszystkie przyprawy i pastę z krewetek, dodajemy do nich szalotki i czosnek. Ucieramy na gładką pastę. Następnie stopniowo dodajemy trawę cytrynową, ciągle ucierając, a na samym końcu chilli. Ucieramy aż do momentu uzyskania gładkiej i jednolitej pasty. Oczywiście w robocie kuchennym możemy wszystko
Mięso kroimy w średniej wielkości kostkę (ok. 2 cm) następnie marynujemy je w sosie sojowym i curry przez godzinę. Następnie na patelni rozgrzewamy olej i podsmażamy na niej mięso przez 3-4 minuty, tak by jedynie nabrało koloru. Dodajemy pastę i starty imbir. Mieszamy by obtoczyły mięso, a następnie zalewamy bulionem i gotujemy przez ok. 35-40 minut, tak by mięso było miękkie, a sos zgęstniał. Na samym końcu dodajemy sos rybny i sok z połówki limonki dla smaku.
Ja podałam curry na kuskusie posypane ziarnami sezamu, ale świetnie sprawdzi się też klasyczna wersja z ryżem.
ps. gdy za drugim razem przygotowywałam to curry, do gotującego się bulionu dodałam jeszcze stołową łyżkę kakao, wiem, że to produkt mało azjatycki, ale złamał nieco potrawę, nadał jej ciekawy posmak i podbił jej kolor. Jeśli lubicie mieszać spróbujcie też z tym dodatkiem:)